Tak smakuje dzieciństwo!
Kluski śląskie w sosie, kasza gryczana z kefirem, racuchy z jabłkami to smaki, które przywodzą mi na myśl czasy, kiedy byłam małą dziewczynką. Siwa babcia Walentyna, stoi przy garach a mała Natalka siedzi na kuchennym blacie i macha nogami. Właśnie teraz w wielkim skupieniu robi dziurki w niezliczonej ilości klusek śląskich, poukładanych równiutko na desce opruszonej mąką. Już wtedy narodziła się we mnie pasja do gotowania. Minęły lata, sama zostałam żoną i mamą. Założyłam rodzinę i zostałam szefem domowej kuchni. Dziś mój starszy syn siedzi na blacie i robi dziurki w kluskach śląskich a ja po przygodzie w MasterChef zrozumiałam, że gotowanie i fotografowanie dań jest czymś, co kocham.

Często docierają do mnie głosy ludzi, którzy jedzą nieustannie na mieście. Albo w domu gotują w kółko te same dania. Twierdzą, że nie potrafią gotować, albo nie mają na to czasu. Dlatego postanowiłam dzielić się moim kulinarnym doświadczeniem i wspomnieniami z kuchni moich babć. Zdradzę najskrytsze sekrety z ich mistrzowskich dań. Jednym z nich jest miłość. Wszak gotowanie to wyrażanie uczuć. Pokażę jak sprawić, aby zainwestowany czas zaowocował pysznymi domowymi daniami i deserami. A nic nie smakuje tak dobrze, jak pięknie zaserwowane smaki dzieciństwa.
Słów kilka o FOOD
Jestem praktykiem z wieloletnim stażem pracy w gastronomii. Swoje umiejętności miałam możliwość sprawdzić w znanym kulinarnym programie Masterchef. Właśnie tu wielokrotnie zyskałam uznanie Magdy Gessler, Michela Moran, czy Anny Starmach, czego rezultatem było zdobycie biletu do Sydney w Australii, gdzie odbywał się półfinał programu kulinarnego. Sam udział w programie był dla mnie wielkim doświadczeniem, szkołą przetrwania i pokory oraz miejscem najlepszego szkolenia warsztatu kulinarnego. To właśnie dzięki udziałowi w Masterchef odkryłam swoją pasję i talent do garów.

Przeprowadziłam setki godzin kursów i szkoleń dla dorosłych, dzieci, młodzieży, całych rodzin i pracowników korporacji. Stworzyłam setki przepisów i współpracowałam z gigantami branży gastronomicznej takimi jak Starbucks. Sfotografowałam dziesiątki dań, a moje zdjęcia zdobią magazyny kulinarne, blogi i strony internetowe wielu firm. Ale dość o mnie!
Słów kilka o FOTO

Może słów kilka o mojej pasji. Albo raczej, drugiej pasji! Fotografią interesuję się od dziecka. Dłużej nawet niż garami. Pierwszą lustrzankę dostałam od rodziców pod choinkę. To były jeszcze te czasy, kiedy nie było tak łatwo wydać pieniądze na taki sprzęt, a posiadanie choćby używanego, to był istotnie luksus. Brzmi zabawnie? To sama prawda. W czasach kiedy próbowałam sama zrozumieć o co chodzi z tym trybem manualnym i dlaczego nieraz jak pokręcę pokrętłem (teraz już wiem, że od czasem naświetlania), to zdjęcia wychodzą mi ciemne, a jak pokręcę w drugą stronę, to wyjdą jasne ale poruszone. Dzisiaj mnie to bawi, ale wtedy nie było tak wiele dostępnych tutoriali na Youtube o tej tematyce, a jak już były, to na pewno nie w języku polskim. Przypominam, że to było tak dawno, że języki obce dopiero co poznawałam. 🙂 Tak więc zasad kompozycji i tego wszystkiego, co dziś wiem, a także tego, że to, co wiem intuicyjnie- nazywa się tak i tak, nauczyłam się sama. I do dzisiaj cały czas poszerzam swoją wiedzę. Mam wrażenie, że nigdy nie dowiem się wszystkiego. Jeszcze wtedy nie miałam dostępu do źródeł inspiracji, a fotografie w książkach kulinarnych nie były zbyt częste, a jak były, to zaprawdę powiadam Wam 😀 nie było się czym inspirować. Mało tego, NIE BYŁO INSTAGRAMA. Też ciężko mi to sobie wyobrazić, ale okazuje się, że w czasach kiedy dostałam swoją pierwszą lustrzankę, miałam pełne pole do odkrywania samej siebie fotograficznie. Dziś fotografia kulinarna to coś, co sprawia, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy!
STUDIO FOOD & FOTO
Szybko okazało się, że nie za bardzo potrafię, albo nie za bardzo chcę decydować się na JEDNĄ z tych dwóch dziedzin. Dlatego też wpadłam na pomysł, że je połączę. Tak powstało STUDIO FOOD & FOTO. Na ten moment, jest ono jeszcze projektem, ale małymi krokami zmierzam do celu, którym będzie otwarcie własnego, stacjonarnego miejsca. Właśnie tam całkowicie oddam się fotografowaniu ( i to nie tylko jedzenia) oraz stworzę własną, wyjątkową i wspaniałą przestrzeń do organizacji warsztatów kulinarnych, spotkań integracyjnych czy tworzenia dla Was przepisów na tego bloga. Tak…tak! Takie moje miejsce powstanie i to więcej niż pewne! Będzię się nazywać Studio Food& Foto. Muszę tylko do niego dojść. Tak więc Ciebie tu zostawiam, mam nadzieję, że w tym krótkim czasie udało mi się oprowadzić Cię po mojej blogowej przestrzeni. Tymczasem ja uciekam, kroczyć dziarsko po drodze do mojego własnego, stacjonarnego studia.
